Dramione

Dramione

piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział V- Zmiana

Coś się w nim zmieniło kiedy zobaczył nową Hermionę. Była wychudzona, wyglądała jak cień tamtej żywiołowej dziewczyny, a jej oczy były wiecznie czerwone od płaczu. Po raz pierwszy poczuł się podle za to, jak ją potraktował na bankiecie. Nie wiedział o co jej  chodziło, ale postanowił to zbadać, nie wiedząc czemu, nie chciał jej już więcej zranić, co najwyżej wkurzyć, wywołać błysk dobrze mu znanych iskier w brązowych oczach.
Pewnego dnia, około dwóch tygodni od bankietu przechodził przypadkiem obok gabinetu Granger, postanowił wpaść ot tak, po prostu.
Zapukał, nikt się nie odezwał, wszedł. Stała w kącie, skulona. Nie była już aż tak chuda, ale wciąż płakała, nie zauważyła, że ktoś wszedł.
"Cholera, Draco zrób coś!"- Chciał działać, ale stał i po prostu patrzył. Podszedł do niej tak blisko, że czuła jego oddech na swojej głowie. Odgarnął pasemko włosów z zapłakanej twarzy. Pomyślał, że jest piękna, ale szybko skarcił się w myślach, przecież to szlama.
Chciała tak trwać. Być bezpieczną. Bała się, że gdy podniesie głowę, to się skończy. Miała nadzieję, że to ten, którego kochała, Ron, żywy, nie ten goszczący tylko w jej podświadomości. Często nie mogła znieść jego obecności przez wspomnienia, ale bardzo jej brakowało tej bliskości.
Złapał delikatnie jej mokry podbródek. Pomyślał "raz kozie śmierć" i zatopił swoje usta w jej. Nawet nie otworzyła oczu, tylko kilka łez spłynęło jej po policzkach. W końcu wyszeptała:
- Tak bardzo mi cię brakowało Ron...- i już chciała pocałować go znowu, ale nikogo już przy niej nie było. Usłyszała trzask drzwi, otworzyła oczy i znów była sama.
- Potter, tu jesteś!- Malfoy wbił do jego gabinetu.
- Ta, a gdzie mam być? Nie pozwalasz mi wyruszyć na żadną akcję.- odrzekł Harry z irytacją.
- Mam dla ciebie propozycję.- Usiadł w fotelu na przeciw biurka- Odpowiesz mi na pytanie i możesz lecieć na akcję nawet dzisiaj.
Harry tylko przez chwilę pamiętał, że Malfoy jest podstępny. Kochał przygody, więc przystał na propozycję.
- Co łączy zapłakaną Granger z rudzielcem?- Harry wzruszył ramionami.
- Po co ci to wiedzieć? Będziesz się lepiej bawić jak się dowiesz?- dawny ślizgon podniósł się z fotela, złapał go za koszulę mocno przyciskając rękę do gardła. Zacisnął usta i syknął:
- Jak na razie mam na głowie zapłakaną i niezdolną do pracy...- zawachał się-  szlamę.
- Mogę ją przywrócić do pełnej dyspozycji.- wycedził w odpowiedzi wybraniec.
- Jako jej szef chcę wiedzieć.
- Więc sam o to spytaj.- po czym wrócił do poprzedniego zajęcia totalnie olewając całą sprawę.
- Zasrany Grzmotter.- Dodał Malfoy wychodząc z jego gabinetu- Nie zwolnię cię, ale jakąkolwiek akcję możesz sobie jedynie pooglądać w cygańskiej kuli.
Był wściekły. Wyszedł na dach ministerstwa żeby ochłonąć przy widoku zwykłych mugoli. Nie rozumiał tego, co nim kierowało. To wszystko działo się tak szybko. Co sobie myślał całując tę... szla... Granger.  Nawet nie mógł jej już nazwać jak istotę o brudnej krwi. Coś było nie tak, zaczął się nią przejmować, ale nie mógł tego pokazać- można by to odczytać jako słabość, a on jest Malfoyem. Nie może się splamić.
- Ale Harry, kiedy ja ci mogę przysiąc, że on tu był!- krzyczała zrozpaczona, a on tylko znowu pokręcił głową.- No mówię ci, czemu mi nie wierzysz? Stałam tam- wskazała kąt w tyle gabinetu- a on podszedł i mnie tak po prostu pocałował...- podszedł do niej i zapytał:
- A później za pewne rozpłynął się w powietrzu.- opuściła głowę.
- Usłyszałam trzask drzwi i już go nie było, ale Harry- chwyciła jego nadgarstki- to było prawdziwe, jestem pewna tego, czego doświadczyłam.
- Hermiona, ale Ron- popatrzył jej prosto w oczy- jest teraz z Nevillem w Hogwarcie. Jest nauczycielem, nie mógł być tu, bo jest tam... Martwię się o ciebie, o niego, o was.
Teraz musiała się przyznać przed sobą i przed swoim przyjacielem. Wszystko skończyło się razem z wypadkiem. Wreszcie zauważyła, że...
- Nas nie ma już od dwóch lat.- Wybiegła zostawiając Harrego samego w jej gabinecie.
- No i kto mi teraz napisze raport dla Malfoya?!
Ona już tego nie słyszała. Była zbyt szczęśliwa w nieszczęściu. To absurd, ale to ostatnie zdanie zwróciło jej wolność. Pojęła, że Ron nie chce do niej wracać, a nawet jeśli, to ona nie chce być z nim. Nie chodzi o wypadek, dziecko czy winę, ale po prostu to, co ich łączyło prZestało istnieć- wypaliło się.
  Właśnie podziwiał mugolskie wieżowce, kiedy na dach wpadła Hermiona. W potarganych włosach, z oczu ciekły jej łzy, a ona śmiała się najgłośniej jak mogła. Bał się, że jest obłąkana.
- Granger?- szepnął, a ona położyła ręce na jego ramionach, znieruchomiał.
- Malfoy, jestem tak szczęśliwa, że nawet ty nie wyprowadzisz mnie z równowagi.
- Ty to nazywasz równowagą?- spojrzał na nią i w myślach pochwalił się za genialny plan
- Chyba masz za mało pracy, jutro jedziesz na delegację do mugoli, automobilem, czy jak to się nazywa...- gdzie można ją wysłać na długo i żeby nie miała za dużo pracy?- Jedziesz do Witch`s Park.
- Przecież to na północy wyspy! Zwariowałeś? W dodatku co niby mam robić z rodziną mugoli w domu, który emanuje magią?
- Jutro dostaniesz wytyczne.
- Chcesz mnie zabić, prawda?
- Nie powiem, to znacznie ułatwiłoby całą sprawę.- Wyszedł zostawiając ją na srodku dachu z rozdziawionymi ustami.
Przetrzyma ją na delegacji i na pewno przejdzie mu to zauroczenie.

Rozdział IV- Powrót.

Bankiet był okropny, chciała wyjść na scenę i powiedzieć wszystkim jak bardzo ich nienawidzi, jak dręczy ją ich pozerstwo i jak są podli zapraszając byłego śmierciożercę na bankiet zwycięzców, chciała po prostu skończyć udawać. Jej rozmyślanie przerwało wejście Luny. Zjadły śniadanie i przystąpiły do terapii. Hermiona opowiedziała dokładnie wszystko, co ją dręczyło, opisała wszystkie wspomnienia, które ją pogrążyły i przedstawiła swój stan emocjonalny. Po tej rozmowie było jej o wiele lżej. Zdziwiła się, że Luna, którą uważała w czasach szkolnych za niezrównoważoną psychicznie teraz leczy ją z depresji.
- Zawsze myślałam, że w Mungu leczą wszystko za pomocą magii, a ty, w swojej pracy nie potrzebujesz jej.
- Wow, jest coś, o czym Hermiona Granger nie wiedziała.- roześmiały się- A teraz chodź, po wczorajszym bankiecie wyglądasz okropnie, poprawimy cię trochę.
Znowu usunęły cienie pod oczami i ją trochę przyrumieniły, a kolejna porcja lekarstwa znowu trochę wypełniła jej policzki. Wykonały lekki makijaż i Hermiona teleportowała się do ministerstwa. Pod gabinetem ministra przywitała ją sekretarka i spytała:
- W czym mogę służyć?
- Pan minister prosił mnie abym zjawiła się dzisiaj.
- Zaraz to sprawdzimy. Pani imię i nazwisko?
- Hermiona Granger.- sekretarka wybałuszyła oczy jakby zobaczyła ducha.- Powtórzyć?
- Nie, nie.- Jeszcze chwilę wpatrywała się w nią, a potem przeszperała jakąś wielką księgę- Nie ma tu pani.
- Ale...- zaczęła Hermiona
- Żadnych ale, mogę panią wpisać na marzec przyszłego roku.
- Co?!- Hermiona usiadła na krześle- Pan minister wczoraj jasno powiedział, że mam przyjść przed południem.
- Cóż, przykro mi...- w tej chwili zza drzwi wyszedł minister. Od razu ją zauważyl.
- Och, Hermiona, witaj, wchodź, wchodź.- przywołał ją gestem do swojego gabinetu. Klasnął w dłonie i zmaterializował się na krześle za biurkiem. Usiadła przed nim.
- Ma pani papiery?
- Tak, oczywiście- podała mu swoje dokument, które podrzucił, a one ułożyły się w teczce na półce.
- Witamy na pokładzie.- uścisneli sobie dłonie - Do pani obowiązków należy ułatwienie życia czarodziejom w świecie mugoli. Musisz opisać ich życie i sprzęty. Myślę, że sobie poradzisz, w końcu to dla ciebie nie jest obcy świat. Będziesz kierować działem badań nad mugolami, rzecz jasna.- zastanowił się- Co tydzień bedziesz składać do mojego zastępcy raporty dotyczące twojej pracy. Dzień tygodnia musisz ustalić z nim sama. Oczywiście zaczynasz od zaraz.  Patricia, moja sekretarka zaprowadzi cię do twojego gabinetu.
  Zjechały trzy piętra niżej. Jej gabinet okazał się idealny. Nie za duży, nie za mały i dość przytulny, aby zostawać na nadgodziny.
- Radzę ci zaraz wpaść do zastępcy ministra, strasznie nie lubi kiedy ktoś nowy przychodzi do niego po czasie większym niż dwie godziny od rozpoczęcia, wcisnę cię na za godzinę. Nie spóźnij się.- rzuciła Patricia gdy wychodziła.
- Jasne, dzięki.- po chwili dodała- Patricia, jest może tu gdzieś Harry?
-Potter? hmm... tak, jest u siebie. Musi pisać nowy raport, bo ten wcześniejszy nie spodobał się zastępcy. Zjedź na piętro niżej, wejdź w pokój pierwszy po prawej stronie w korytarzu 116.
- Dzięki.- Patricia zniknęła za drzwiami.
Po kilku minutach weszło kilka osób, cztery kobiety, sześciu mężczyzn i dwa skrzaty domowe. Jak się okazało Hermiona została ich kierowniczką. Skrzaty usługiwały pracownikom, przedstawiły się jako Iskra i Błysk, a reszta, czyli pracownicy byli jej podwładnymi. Natychmiast zabrała się do pracy, ale najpierw wysłała patronusa, aby Harry czekał na nią u siebie po skończeniu pracy.
Weszła do sali, w której znajdowali się pracownicy i nakazała:
- Jonson poprawisz i uzupełnisz informacje dotyczące pralki, Woodhouse, ty zrobisz porządek z zeszłorocznymi informacjami, Ann razem z Kate sporządźcie raport o telewizorze, a Natasza niech zadzwoni po tego Marleya, który składał prośbę o pomoc w zaklimatyzowaniu się. Reszta niech zrobi porządek z papierami sprzed ostatnich dziesięciu lat.- Zaraz potem wyszła na  spotkanie z zastępcą ministra.
Wreszcie czuła się jak stara Hermiona, pewna tego  co robi i tego, kim jest, dawno się tak nie czuła. Kto wie, może nawet się uśmiechnie do kogoś?
Zapukała w drzwi. Usłyszała znajomy głos, ale myślała, że się przesłyszała, co tu miałby do roboty Malfoy? Weszła, fotel stał tyłem do niej.
- Witam, nazywam się Hermiona Gran...- teraz fotel się odwrócił, a ona ujrzała mężczyznę, którego nigdy w życiu nie życzyłaby komuś spotkać.
- Doskonale wiem jak się nazywasz Granger. I dziwi mnie, że minister wybrał na to miejsce akurat ciebie. Co mu podałaś?- Hermiona się spięła:
- Mam nadzieję, że twój nos boli chociaż trochę bardziej niż wczoraj, Malfoy.
- Jakże mi przykro, że nie mogę patrzeć na szlamy, bo inaczej kazałbym ci składać raporty codziennie.
- Ojejku, to może czwartki?
- Niech będzię Granger. A teraz wyjdź, przyprawiasz mnie o mdłości.- Wypadła z hukiem z gabinetu.
Tak na prawdę, to on wcale się nie dziwił ministrowi. Ona nadawała się do tej roboty jak nikt inny i sam by ją wybrał, gdyby nie to, że jest szlamą...
  Wbiegła ze złością do gabinetu Harrego.
- Witaj Hermiono, wiesz co, Malfoyowi nie spodobał się mój raport i muszę pisać od nowa, więc pomyślałem, że może mogłabyś...- podniósł na nią wzrok- Co... Coś się stało?- a w myślach szukał usprawiedliwiem, bo już na tyle znał Hermionę, aby wiedzieć, że ma przerąbane.
- Czemu mi nie powiedziałeś?- walnęła pięścią w biurko.
- Nie powiedziałem o czym?- wydukał szukając jakiejś kryjówki.
- Nie powiedziałeś, że Malfoy, ten cholerny dupek, będzie moim przełożonym! Nigdy nie zgodziłabym się na tę robotę, gdybym o tym wiedziała.- i wybiegła trzaskając drzwiami. Harry co prawda był wstrząśnięty, ale cieszył się, że jego przyjaciółka wraca do siebie.
Za chwilę wpadła z powrotem do gabinetu i porwała jego raport z biurka. Dodała przez zęby:
- Ale to już ostatni raz!
- Dzięki Hermiona!- Krzyknął kiedy zniknęła za drzwiami, po czym dodał- Że znów jesteś tą niezrównoważoną gryfonką...

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział III- Ciemna platyna

Kiedy weszli na salę bankietową wszyscy zamilkli. Hermiona powszechnie była uznana za martwą, tylko najbliżsi ją widywali. Minister magii ze zdziwienia krzyknął:"A więc Hermiona Granger jednak żyje!". Od razu podeszli do nich Neville z Luną i rozmawiali. Przez kilka godzin byli rozchwytywani przez najbardziej znane osobistości świata magii, nawet dopadł ich reporter Proroka codziennego. Niewątpliwie oczy przyciągał niebanalny wygląd panny Granger. Miała już dość grania wesołej dziewczynki, która zapodziała się gdzieś w drodze do normalności. Harry to zauważył i szepnął: "Ja ich zatrzymam, a ty idź do ministra, porozmawiaj chwilę."
Podeszła niepewnie do stojącego tyłem ministra chrząknęła, mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się szeroko.
- Panna Granger, jak miło panią widzieć! Mam nadzieję, że podoba się tu pani.
- Tak, jest bardzo miło, dziękuję.
- Co pani porabia?- spytał z zaciekawieniem.
- Cóż, właśnie wróciłam do Londynu i zmieniłam lokum, bo po ostatniej przygodzie tamten dom stał się zbyt... ciemny.
- A więc podróżowała pani?
- Tak, właśnie tak.- Po oceanie emocji, do świata nienormalności - dodała w myślach- Dokładnie wczoraj wróciłam i zaczynam szukać pracy, po tych przygodach byłaby to miła odmiana.
-Hmm... -minister zastanowił się chwilę- nie może pani pracować byle gdzie, to oczywiste... pani zna świat mugoli?
- Tak, codziennie w nim funkcjonuję, żyję blisko nich, zresztą pochodzę z rodziny mugoli.
- Ach, tak, tak, przypominam sobie.- znowu chwilę się zastanawiał- Niech pani przyjdzie do mnie jutro przed południem... i przyniesie dokumenty.
- Jak pan sobie życzy, panie ministrze. Udanej zabawy.
- Dziękuję i wzajemnie!
Odwróciła się o 180 stopni i stanęła twarzą w twarz z Malfoyem.Co on robi na bankiecie zwycięzców? Oboje wypowiedzieli swoje nazwiska równocześnie. Po czym Malfoy dodał z zaciśniętymi ustami:
- Uważaj jak chodzisz, bo kiedyś cię rozdepczę gryfoński insekcie.
- Lepiej zejdź mi z drogi, nie chcę poślizgnąć się na twoim śluzie. Poza tym co robisz na bankiecie zwycięzców? Śmierciożercy przegrali.- Malfoy zesztywniał, ale wkrótce na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.
- No więc chyba masz szczęście szlam...
- Och, witaj Draco, jak miło, że ponawiasz swoje kontakty z panną Granger- Pan minister z wielką radością uścisnął dłoń Dracona, który nawet nie spuścił oczu z Granger.
- Miłej zabawy panno Granger.- szepnął jej do ucha.
- Żegnam- powiedziała po czym dodała szeptem- oby na zawsze.- odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Harrego. Kiedy była parę kroków od niego ujrzała Rona, nie wiedziała co robić. Spanikowała.
Podeszła bliżej i tylko patrzyła. Ron rozmawiał, uśmiechał się, ale jego oczy były smutne, przekrwione. Zobaczył ją. Utkwił w niej swój wzrok, a do oczu napłynęły mu łzy, szepnął: "Przepraszam."
Co ma odpowiedzieć? Spoko Ron, nic się nie stało? albo Nie obwiniaj się, to przecież nic takiego?  Zastanawiała się chwilę i zaraz była za drzwiami sali bankietowej. Jeszcze nie była gotowa na tę rozmowę. Serce jej biło tak mocno, że każdy mógł dostrzec jak skacze jej lekka sukienka. Zamknęła oczy i wzięła dziesięć głębokich oddechów. Właśnie miała wracać na salę, gdy obok niej pojawił się chłopak o platynowych włosach. W lekkim świetle dostrzegła, że zmężniał, był bardzo przystojny, a jego intensywny wzrok zapewne rozbroiłby każdą, gdyby nie fakt, że była to ona- Hermiona Granger.
- Och Granger, przyszedłem ci podokuczać, ale nie mam czym. Chciałem faktem, że jesteś z Ronem, no ale jak zauważyłem już nie jesteś.- dostrzegł ból w jej oczach- Dobrze, że nie spłodziliście sobie bachora, było by to najbrzydsze dziecko pod słońcem, a chyba nie można krzywdzić dzieci.
Jeszcze zanim skończył to zdanie pięść Germiony złamała mu nos, a z jej oczu płynęły obfite łzy. Malfoy nie pisnął, zacisnął tylko mocniej usta, a ona dodała
- Brawo, w końcu ci się udało.
Całej scenie przyglądał się Harry z Luną, gdy tylko Malfoy dostał w nos ich usta lekko wykrzywiły się w uśmiechu, ale zaraz ruszyli ku Hermionie. Luna zajęła się nią. Teleportowały się do domu Hermiony. Harry natomiast podszedł do Malfoya i spytał:
- Nie możesz przestać? Ona jest w rozsypce, nie wiesz, przez jakie piekło przeszła.
- Nie zamierzam jej już więcej spotkać, Potter.- Odchodził, po czym dodał- Raport chcę widzieć jutro rano na moim biurku.
Oddalił się, a Harry przeklnął go w myślach. Właśnie dostał robotę na całą noc od zastępcy ministra.

Rozdział II- Wola walki

Szybko przenieśli rzeczy Hermiony z jej domu do nowego mieszkania w wieżowcu bliżej centrum Londynu.
- Na pewno cię na to stać?- spytał Harry wieczorem, gdy już z pomocą zaklęcia urządzili całe mieszkanie. Hermiona podała mu kakao i usiadła w salonie na dywanie tuż przed nim.
- Przez pół roku nie muszę się o to martwić, a później znajdę pracę... tylko nie wiem jeszcze jaką.
- Posłuchaj, dostałem cynk, że w ministerstwie jest wolna posada w dziale badań nad mugolami. - widząc jej przerażenie dodał- Nic trudnego, będziesz tylko badała ich życie, co na nich oddziałuje, jak zmienia się ich życie. Konkretniej potrzebują osoby inteligentnej i kompetentnej. Zarobek oczywiście też jest niezły.
- Musiałabym się jakoś zakręcić, zdobyć popularność... to nie dla mnie.
- Ej- podniósł się z sofy i podszedł do szlanej ściany dzielącej ich od ulewy na zewnątrz- Jesteś inteligentna, ładna, trochę wychudzona, to fakt, no i niezadbana, ale jak tylko się pozbierasz, ogarniesz i uśmiechniesz będziesz nie do zdarcia. A poza tym- odwrócił się do niej- jutro na bankiecie będzie sama śmietanka z ministerstwa, wystarczy ich zainteresować. Posadę masz jak w banku.
Chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem i w końcu się uśmiechnęła, a jej oczy zaiskrzyły jak dawniej.
- Harry, nie mam lustra...
- Zaraz ci skombinuję.- teleportował się, a ona postanowiła zacząć o siebie dbać, pozbierać się i zacząć nowe życie już w tej chwili. Zaczęła od prysznica, a kiedy skończyła w swojej sypialni dostrzegła duże lustro stojące, nie pasowało do wystroju, ale szybko to zmieniła mówiąc w myślach "cały Harry". Po godzinie, kiedy już rozczesała długie, kręcone, gęste i kasztanowe włosy spojrzała na swoją twarz. Przeraziła się. Była wychudzona, miała zapadnięte policzki, zbyt duże oczy i usta i ogromne cienie pod oczami. Zdjęła z siebie szlafrok. Jej piersi zmniejszyły się, a zewsząd wystawały kości. Najgorzej wyglądały ręce i nogi, wyglądały jak patyki. Nie wytrzymała i mimo obaw posłała patronusa po Lunę, tylko ona mogła jej pomóc. Ubrała tylko bieliznę i usłyszała stukanie do drzwi, nałożyła szlafrok i za drzwiami ujrzała Lunę. Chłodno ją powitała, co trochę zbiło Lunę z tropu, ale mimo to nie zrezygnowała z pomocy jej. Nie odzywając się weszły do salonu. Hermiona zrzuciła szlafrok, a Luna widząc jej ciało przeraziła się.
- Możesz coś z tym do jutra zrobić?- Luna zbliżyła się do niej na metr.
- Coś ty ze sobą zrobiła? Nic nie jadłaś, Boże, wiedziałam, że powinnam była cię odwiedzić, ale Harry mi zabronił.
- To nie jest ważne- rzuciła jej chłodne spojrzenie- Co mam zrobić?
- Nie wyleczę cię z anoreksji w jeden dzień, to będzie długie leczenie, przepiszę ci dietę, która przywróci cię do dawnej wagi. I proponuję ci skorzystać z mojej pomocy na podłożu psychicznym...- nie zdążyła dokończyć, Hermiona złapała różdżkę i zamknęła jej usta ze łzami w oczach.
- Byłaś moją przyjaciółką, siostrą, miałaś być chrzestną Harrego, a ty mi go zabrałaś!
- Hermiona!? Co ty wyprawiasz?- Harry wytrącił jej różdżkę i rzucił się na pmoc Lunie. Obie płakały.
- Wszystko w porządku Luna?
- Tak, dzięki Harry.- powinna teraz wyjść i zostawić Hermionę, śmiertelnie obrazić się na nią i wezwać przed sąd, ale jej dobre serce nigdy by jej na coś takiego nie pozwoliło.- Hermiono, potrzebujesz mojej pomocy.
Hermiona była przerażona tym, co zrobiła i szepnęła tylko:
- Przepraszam.- zgodziła się też na terapię.
- To zaczniemy jutro rano- odwróciła się do Harrego- Ty też bądź.
  Luna zjawiła się punktualnie kolejnego dnia. Zadbała o zjedzenie przez pacjentkę odpowiedniej ilości jedzenia. Przez godzinę rozmawiały. Na początku było trudno, ale później sprawa Rona była wyjaśniona.
- Kiedy był wypadek to na tobie skupiło się całe uderzenie. Ron nie mógł sobie tego wybaczyć. Bardzo cierpiał. Chciał popełnić samobójstwo. Umieściłam go w szpitalu na specjalnym oddziale na parę tygodni, nie mógł być sam, gdy ty byłaś nieprzytomna, wariował. Nie mógł wrócić do domu, a więc udostępniłam mu pokój u siebie w domu, ale nic między nami nie zaistniało, zresztą popatrz na to.- wyciągnęła ku niej rękę, na palcu miała piękny błękitny pierścionek- Zaręczyłam się z Nevillem. Wysłałam ci zaproszenie na ślub, ale Harry mówił, że już dawno przestałaś przeglądać pocztę.- Hermionę zapiekły policzki, czemu była taka niesprawiedliwa wobec Luny? Nie zastanawiając się długo rzuciły się sobie w ramiona i w końcu się pogodziły. W tej chwili wpadł Harry.
- Sorry, ale zaspałem, jak wróciłem od Hermiony to wezwali mnie, bo jakiś gościu twierdził, że był śmierciożercą, oczywiście był kompletnie pijany i nie był żadnym...- spojrzał na dwie uśmiechnięte dziewczyny i dodał tylko- Macie tu jedzenie?
Podczas gdy Harry jadł, dziewczyny weszły do pokoju Hermiony i paroma ruchami różdżki Luna usunęła jej cienie pod oczami. Podała jej jakiś eliksir i pouczyła- Bierz codziennie po łyżeczce przez miesiąc, to magiczne uzupełnienie diety. Wiem, że jesteś wrażliwa na eliksiry, dlatego zrobiłam ci wyjątkowo łagodny. Neville całą noc obmyślał skład i nad ranem sporządził mi przepis.
Od razu przyjęła porcję i zobaczyła jak jej policzki delikatnie się wypełniły. Smakowało jak sok malinowy i ani trochę jej nie zemdliło.
- Dzięki.
Później zajęły się jej włosami, co prawda nie były już w opłakanym stanie, ale i tak nie wyglądały najlepiej. Wyprostowała je machnięciem różdżki i wyczarowały z nich piękny kok z gazety mugolskiej. Następnie z kolejnej mugolskiej gazety skopiowały długą, czarną suknię z rękawiczkami za łokcie i wysokimi butami. Na sam koniec ruchem magicznego patyka wykonały sobie cudowne makijaże. Kiedy skończyły Luna teleportowała się do siebie, a Hermiona dostrzegła Harrego czekającego już w garniturze. Kiedy ją dostrZegł nie mógł uwierzyć, że to ona. Teraz każdy będzie mu zazdrościł takiej przyjaciółki.

Rozdział I- Samotność

Stała w salonie swojego domu i oglądała jedyne zdjęcie, jakie pozostało jej po rodzicach. Orzechowymi oczami śledziła każdy centymetr kwadratowy prostokątnej fotografi. Ciągle się obwiniała, że kilka lat temu wymazała siebie z ich pamięci, czego nie można było odczynić... może gdyby miała czarną różdżkę, ale jej już przecież nie ma.
  Najśmieszniejsze było to, że była ich sąsiadką i bardzo ją lubili, a podczas jednej z wizyt pani Granger przyznała, że gdyby miała córkę to nazwałaby ją właśnie Hermiona, a jej mąż dodał, że marzył o takiej córce jak ona.
Wtedy nie potrafiła zatrzymać potoku łez. Wypadła stamtąd jak opętana, a później wyjaśniła, że kilka lat temu straciła rodziców z własnej winy i ich słowa ją poruszyły.
Właśnie czekała na Harrego- miał jej pomóc w przeprowadzce, nie mogła wytrzymać bycia tak blisko ludzi, którzy nie pamiętają swojej córki.
Ale rodzice to nie jedyni, których straciła. Wielu przyjaciół poległo w wielkiej wojnie i do dziś nie mogła stanąć przed ich rodzinami i wyjaśnić dlaczego ona żyje, a oni polegli. Wciąż śniły się jej ich twarze, sceny, gdy błagali o pomoc, uśmiechy śmierciożerców, gdy rzucali najczarniejsze zaklęcia i znęcali się nad ludźmi, sztywna twarz Lupina i Tonks, którzy jakby sobie szeptali:"kocham cię" i jeszcze to zimne ciało Freda- tego wspaniałego, śmiesznego  chłopca.
Jakby tego było mało była praktycznie sama, czasem wpadał Harry, ale on miał mnóstwo pracy, był aurorem i to jednym z lepszych, dlatego rozstał się z Ginny, bo nie chciał marnować jej życia na ciągłe czekanie i zmartwienia, ale ani jemu ani jej nie przemknęła przez głowę myśl o kimś innym. Wciąż bardzo się kochali i cierpieli.
  Inaczej miała się sprawa z Ronem. Po wojnie byli ze sobą, nie byli małżeństwem, ale spodziewali się dziecka, które miało przyjść na świat dokładnie w rocznicę zwycięstwa nad Voldemortem. Pewnego dnia Ron kupił auto, zdał mugolskie prawo jazdy i namówił Hermionę na małą wycieczkę. Na wyspie pogoda jest nieprzewidywalna, zaczął padać deszcz, Ron nie wychamował, wjechał w drzewo. Nie wszyscy przeżyli. To miał być chłopiec- Harry Albus Weslay.
Wróciła ze szpitala po paru miesiącach, w rozsypce, do pustego domu. Ron odszedł z Luną, musiał jakoś zapomnieć  o tym, co się stało. Ona go nie obwiniała, ale nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, ani nawet rozmawiać z nim.
Hermiona już nie wyglądała jak dawniej, w wieku dwudziestu lat była tylko marną imitacją tamtej dziewczyny. Była kimś innym, przeżyła zdecydowanie za dużo w tak krótkim czasie, cierpiała dużo więcej niż niektórzy w ciągu dziewiędziesięcioletnim życiu. To ją wykończyło, tylko siedziała w domu i patrzyła w okno, zazdrościła szczęśliwym ludziom, krzywiła się kiedy słyszała śmiech.
- Hermiona!- Zawsze rozpozna ten głos, tylko ten człowiek jej pozostał, to...
- Harry? To ty? Już jesteś?- Nie widziała go od ponad miesiąca, miał pocharataną twarz a przez płaszcz przysiąknęło trochę krwi. Kiedy wszedł do salonu rzucili się na siebie. Przytulali się  przez chwilę, po czym Hermiona otrzeźwiała i zabrzmiała jak tamta Gryfonka, którą tak dobrze znał.
- Coś ty znowu nawyrabiał? Siadaj.- Wskazała mu fotel na przeciw kominka, a Harry znając charakter dziewczyny nawet się nie sprzeciwiał- Accio apteczka.- Opatrzyła mu wszystkie rany jak najdokładniej tylko umiała, zaparzyła herbatę i usiadła na przeciw niego w drugim fotelu.
- Hermiona, kiedy ty ostatnio jadłaś?- Schudła niemiłosiernie. Zawsze była szczupła, ale teraz mógł zobaczyć dokładnie jej kości policzkowe, policzki były zapadnięte, oczy ogromne, a ręce wstające spod za dużego już swetra wyglądały jak patyki.
- Harry, nie martw się o mnie.- lekko się do niego uśmiechnęła, postanowiła zejść na inny temat- Dzisiaj zostań u mnie, a jutro, jak już odpoczniesz i będZiesz się czuł na siłach, to przeniesiemy moje rzeczy do nowego mieszkania.
Upiekła ciasto, machnięciem różdżki przygotowała Harremu łóżko i jak juź zjadł dużo więcej niż mieścił jego żołądek położyła go spać.
Pierwszy raz przespała sześć godzin. Stres emocjonalny nie dawał jej spać, koszmary nie dawały jej spokoju, ale dzisiaj Harry był bezpieczny, była spokojna bo nikt nie zabierze jej jedynej rodziny, jaką jeszcze miała.
Przy popołudniowym śniadaniu Harry zagadnął:
- Hermiona, wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale to już trzecia rocznica zwycięstwa...
- Czwarta rocznica straty rodziców i Harry miałby jutro dwa latka...- pociekły jej łzy, ale zaraz się opanowała- Nie martw się, przygotuję coś, obiecuję, będzie wesoło...- spuściła głowę- przepraszam, że z okazji najważniejszego święta, twojego święta wychodzi tak jakby to była rocznica zwycięstwa Voldemorta.
- To jest nasze wspólne święto, Hermiono, pamiętasz, to ty zniszczyłaś ze mną i Ronem Voldemorta, bez was nie wiadomo, co by się teraz działo. Mogę nawet powiedzieć, że cholerny Malfoy też przyczynił się do zwycięstwa nad Voldemortem.
  Oboje przypomnieli sobie jak Malfoy ich uratował udając, że nie poznaje Harrego.
Uśmiechnęli się do siebie lekko, a Harry kontynuował- Ministerstwo organizuje bankiet zwycięzców, jesteśmy zaproszeni. Udało mi się wkręcić Nevilla i jeszcze parę osób. Idziemy?
- I teraz mi o tym mówisz?!- pisnęła ze złością- Tak, musimy iść, tak wypada- bąknęła bez entuzjazmu.
- To lepiej zaraz po przeprowadzce zabierz się za włosy... Czy ty w ogóle widziałaś ostatnio lustro?- Hermiona się zarumieniła, prawda jest taka, że zbiła wszystkie lustra pół roku temu, bo nie mogła znieść swojego widoku.- Ach, i bądź łaskawa nie płakać widząc Rona, nie jest z Luną, nigdy z nią nie był, nie mógł się pozbierać i ona mu pomogła, wiesz, że pracuje w Mungu i jest psychiatrą? Zorganizowała mu terapię. - ujął jej dłonie w swoje i mogła poczuć jego oddech na twarzy- To przyjaciółka, bardzo jej ciebie brakuje.
Hermiona odwróciła głowę, co miała powiedzieć? Że nie miała racji? Myliła się? Nie, ona nigdy się do tego nie przyzna.
- Mógł mnie powiadomić...
- On twierdzi, że to jego wina, nie rozmawiaj z nim o tym. Obiecaj.- oczy jej się zaszkliły.
- Obiecuję.