Dramione

Dramione

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział III- Ciemna platyna

Kiedy weszli na salę bankietową wszyscy zamilkli. Hermiona powszechnie była uznana za martwą, tylko najbliżsi ją widywali. Minister magii ze zdziwienia krzyknął:"A więc Hermiona Granger jednak żyje!". Od razu podeszli do nich Neville z Luną i rozmawiali. Przez kilka godzin byli rozchwytywani przez najbardziej znane osobistości świata magii, nawet dopadł ich reporter Proroka codziennego. Niewątpliwie oczy przyciągał niebanalny wygląd panny Granger. Miała już dość grania wesołej dziewczynki, która zapodziała się gdzieś w drodze do normalności. Harry to zauważył i szepnął: "Ja ich zatrzymam, a ty idź do ministra, porozmawiaj chwilę."
Podeszła niepewnie do stojącego tyłem ministra chrząknęła, mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i uśmiechnął się szeroko.
- Panna Granger, jak miło panią widzieć! Mam nadzieję, że podoba się tu pani.
- Tak, jest bardzo miło, dziękuję.
- Co pani porabia?- spytał z zaciekawieniem.
- Cóż, właśnie wróciłam do Londynu i zmieniłam lokum, bo po ostatniej przygodzie tamten dom stał się zbyt... ciemny.
- A więc podróżowała pani?
- Tak, właśnie tak.- Po oceanie emocji, do świata nienormalności - dodała w myślach- Dokładnie wczoraj wróciłam i zaczynam szukać pracy, po tych przygodach byłaby to miła odmiana.
-Hmm... -minister zastanowił się chwilę- nie może pani pracować byle gdzie, to oczywiste... pani zna świat mugoli?
- Tak, codziennie w nim funkcjonuję, żyję blisko nich, zresztą pochodzę z rodziny mugoli.
- Ach, tak, tak, przypominam sobie.- znowu chwilę się zastanawiał- Niech pani przyjdzie do mnie jutro przed południem... i przyniesie dokumenty.
- Jak pan sobie życzy, panie ministrze. Udanej zabawy.
- Dziękuję i wzajemnie!
Odwróciła się o 180 stopni i stanęła twarzą w twarz z Malfoyem.Co on robi na bankiecie zwycięzców? Oboje wypowiedzieli swoje nazwiska równocześnie. Po czym Malfoy dodał z zaciśniętymi ustami:
- Uważaj jak chodzisz, bo kiedyś cię rozdepczę gryfoński insekcie.
- Lepiej zejdź mi z drogi, nie chcę poślizgnąć się na twoim śluzie. Poza tym co robisz na bankiecie zwycięzców? Śmierciożercy przegrali.- Malfoy zesztywniał, ale wkrótce na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.
- No więc chyba masz szczęście szlam...
- Och, witaj Draco, jak miło, że ponawiasz swoje kontakty z panną Granger- Pan minister z wielką radością uścisnął dłoń Dracona, który nawet nie spuścił oczu z Granger.
- Miłej zabawy panno Granger.- szepnął jej do ucha.
- Żegnam- powiedziała po czym dodała szeptem- oby na zawsze.- odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Harrego. Kiedy była parę kroków od niego ujrzała Rona, nie wiedziała co robić. Spanikowała.
Podeszła bliżej i tylko patrzyła. Ron rozmawiał, uśmiechał się, ale jego oczy były smutne, przekrwione. Zobaczył ją. Utkwił w niej swój wzrok, a do oczu napłynęły mu łzy, szepnął: "Przepraszam."
Co ma odpowiedzieć? Spoko Ron, nic się nie stało? albo Nie obwiniaj się, to przecież nic takiego?  Zastanawiała się chwilę i zaraz była za drzwiami sali bankietowej. Jeszcze nie była gotowa na tę rozmowę. Serce jej biło tak mocno, że każdy mógł dostrzec jak skacze jej lekka sukienka. Zamknęła oczy i wzięła dziesięć głębokich oddechów. Właśnie miała wracać na salę, gdy obok niej pojawił się chłopak o platynowych włosach. W lekkim świetle dostrzegła, że zmężniał, był bardzo przystojny, a jego intensywny wzrok zapewne rozbroiłby każdą, gdyby nie fakt, że była to ona- Hermiona Granger.
- Och Granger, przyszedłem ci podokuczać, ale nie mam czym. Chciałem faktem, że jesteś z Ronem, no ale jak zauważyłem już nie jesteś.- dostrzegł ból w jej oczach- Dobrze, że nie spłodziliście sobie bachora, było by to najbrzydsze dziecko pod słońcem, a chyba nie można krzywdzić dzieci.
Jeszcze zanim skończył to zdanie pięść Germiony złamała mu nos, a z jej oczu płynęły obfite łzy. Malfoy nie pisnął, zacisnął tylko mocniej usta, a ona dodała
- Brawo, w końcu ci się udało.
Całej scenie przyglądał się Harry z Luną, gdy tylko Malfoy dostał w nos ich usta lekko wykrzywiły się w uśmiechu, ale zaraz ruszyli ku Hermionie. Luna zajęła się nią. Teleportowały się do domu Hermiony. Harry natomiast podszedł do Malfoya i spytał:
- Nie możesz przestać? Ona jest w rozsypce, nie wiesz, przez jakie piekło przeszła.
- Nie zamierzam jej już więcej spotkać, Potter.- Odchodził, po czym dodał- Raport chcę widzieć jutro rano na moim biurku.
Oddalił się, a Harry przeklnął go w myślach. Właśnie dostał robotę na całą noc od zastępcy ministra.

Rozdział II- Wola walki

Szybko przenieśli rzeczy Hermiony z jej domu do nowego mieszkania w wieżowcu bliżej centrum Londynu.
- Na pewno cię na to stać?- spytał Harry wieczorem, gdy już z pomocą zaklęcia urządzili całe mieszkanie. Hermiona podała mu kakao i usiadła w salonie na dywanie tuż przed nim.
- Przez pół roku nie muszę się o to martwić, a później znajdę pracę... tylko nie wiem jeszcze jaką.
- Posłuchaj, dostałem cynk, że w ministerstwie jest wolna posada w dziale badań nad mugolami. - widząc jej przerażenie dodał- Nic trudnego, będziesz tylko badała ich życie, co na nich oddziałuje, jak zmienia się ich życie. Konkretniej potrzebują osoby inteligentnej i kompetentnej. Zarobek oczywiście też jest niezły.
- Musiałabym się jakoś zakręcić, zdobyć popularność... to nie dla mnie.
- Ej- podniósł się z sofy i podszedł do szlanej ściany dzielącej ich od ulewy na zewnątrz- Jesteś inteligentna, ładna, trochę wychudzona, to fakt, no i niezadbana, ale jak tylko się pozbierasz, ogarniesz i uśmiechniesz będziesz nie do zdarcia. A poza tym- odwrócił się do niej- jutro na bankiecie będzie sama śmietanka z ministerstwa, wystarczy ich zainteresować. Posadę masz jak w banku.
Chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem i w końcu się uśmiechnęła, a jej oczy zaiskrzyły jak dawniej.
- Harry, nie mam lustra...
- Zaraz ci skombinuję.- teleportował się, a ona postanowiła zacząć o siebie dbać, pozbierać się i zacząć nowe życie już w tej chwili. Zaczęła od prysznica, a kiedy skończyła w swojej sypialni dostrzegła duże lustro stojące, nie pasowało do wystroju, ale szybko to zmieniła mówiąc w myślach "cały Harry". Po godzinie, kiedy już rozczesała długie, kręcone, gęste i kasztanowe włosy spojrzała na swoją twarz. Przeraziła się. Była wychudzona, miała zapadnięte policzki, zbyt duże oczy i usta i ogromne cienie pod oczami. Zdjęła z siebie szlafrok. Jej piersi zmniejszyły się, a zewsząd wystawały kości. Najgorzej wyglądały ręce i nogi, wyglądały jak patyki. Nie wytrzymała i mimo obaw posłała patronusa po Lunę, tylko ona mogła jej pomóc. Ubrała tylko bieliznę i usłyszała stukanie do drzwi, nałożyła szlafrok i za drzwiami ujrzała Lunę. Chłodno ją powitała, co trochę zbiło Lunę z tropu, ale mimo to nie zrezygnowała z pomocy jej. Nie odzywając się weszły do salonu. Hermiona zrzuciła szlafrok, a Luna widząc jej ciało przeraziła się.
- Możesz coś z tym do jutra zrobić?- Luna zbliżyła się do niej na metr.
- Coś ty ze sobą zrobiła? Nic nie jadłaś, Boże, wiedziałam, że powinnam była cię odwiedzić, ale Harry mi zabronił.
- To nie jest ważne- rzuciła jej chłodne spojrzenie- Co mam zrobić?
- Nie wyleczę cię z anoreksji w jeden dzień, to będzie długie leczenie, przepiszę ci dietę, która przywróci cię do dawnej wagi. I proponuję ci skorzystać z mojej pomocy na podłożu psychicznym...- nie zdążyła dokończyć, Hermiona złapała różdżkę i zamknęła jej usta ze łzami w oczach.
- Byłaś moją przyjaciółką, siostrą, miałaś być chrzestną Harrego, a ty mi go zabrałaś!
- Hermiona!? Co ty wyprawiasz?- Harry wytrącił jej różdżkę i rzucił się na pmoc Lunie. Obie płakały.
- Wszystko w porządku Luna?
- Tak, dzięki Harry.- powinna teraz wyjść i zostawić Hermionę, śmiertelnie obrazić się na nią i wezwać przed sąd, ale jej dobre serce nigdy by jej na coś takiego nie pozwoliło.- Hermiono, potrzebujesz mojej pomocy.
Hermiona była przerażona tym, co zrobiła i szepnęła tylko:
- Przepraszam.- zgodziła się też na terapię.
- To zaczniemy jutro rano- odwróciła się do Harrego- Ty też bądź.
  Luna zjawiła się punktualnie kolejnego dnia. Zadbała o zjedzenie przez pacjentkę odpowiedniej ilości jedzenia. Przez godzinę rozmawiały. Na początku było trudno, ale później sprawa Rona była wyjaśniona.
- Kiedy był wypadek to na tobie skupiło się całe uderzenie. Ron nie mógł sobie tego wybaczyć. Bardzo cierpiał. Chciał popełnić samobójstwo. Umieściłam go w szpitalu na specjalnym oddziale na parę tygodni, nie mógł być sam, gdy ty byłaś nieprzytomna, wariował. Nie mógł wrócić do domu, a więc udostępniłam mu pokój u siebie w domu, ale nic między nami nie zaistniało, zresztą popatrz na to.- wyciągnęła ku niej rękę, na palcu miała piękny błękitny pierścionek- Zaręczyłam się z Nevillem. Wysłałam ci zaproszenie na ślub, ale Harry mówił, że już dawno przestałaś przeglądać pocztę.- Hermionę zapiekły policzki, czemu była taka niesprawiedliwa wobec Luny? Nie zastanawiając się długo rzuciły się sobie w ramiona i w końcu się pogodziły. W tej chwili wpadł Harry.
- Sorry, ale zaspałem, jak wróciłem od Hermiony to wezwali mnie, bo jakiś gościu twierdził, że był śmierciożercą, oczywiście był kompletnie pijany i nie był żadnym...- spojrzał na dwie uśmiechnięte dziewczyny i dodał tylko- Macie tu jedzenie?
Podczas gdy Harry jadł, dziewczyny weszły do pokoju Hermiony i paroma ruchami różdżki Luna usunęła jej cienie pod oczami. Podała jej jakiś eliksir i pouczyła- Bierz codziennie po łyżeczce przez miesiąc, to magiczne uzupełnienie diety. Wiem, że jesteś wrażliwa na eliksiry, dlatego zrobiłam ci wyjątkowo łagodny. Neville całą noc obmyślał skład i nad ranem sporządził mi przepis.
Od razu przyjęła porcję i zobaczyła jak jej policzki delikatnie się wypełniły. Smakowało jak sok malinowy i ani trochę jej nie zemdliło.
- Dzięki.
Później zajęły się jej włosami, co prawda nie były już w opłakanym stanie, ale i tak nie wyglądały najlepiej. Wyprostowała je machnięciem różdżki i wyczarowały z nich piękny kok z gazety mugolskiej. Następnie z kolejnej mugolskiej gazety skopiowały długą, czarną suknię z rękawiczkami za łokcie i wysokimi butami. Na sam koniec ruchem magicznego patyka wykonały sobie cudowne makijaże. Kiedy skończyły Luna teleportowała się do siebie, a Hermiona dostrzegła Harrego czekającego już w garniturze. Kiedy ją dostrZegł nie mógł uwierzyć, że to ona. Teraz każdy będzie mu zazdrościł takiej przyjaciółki.

Rozdział I- Samotność

Stała w salonie swojego domu i oglądała jedyne zdjęcie, jakie pozostało jej po rodzicach. Orzechowymi oczami śledziła każdy centymetr kwadratowy prostokątnej fotografi. Ciągle się obwiniała, że kilka lat temu wymazała siebie z ich pamięci, czego nie można było odczynić... może gdyby miała czarną różdżkę, ale jej już przecież nie ma.
  Najśmieszniejsze było to, że była ich sąsiadką i bardzo ją lubili, a podczas jednej z wizyt pani Granger przyznała, że gdyby miała córkę to nazwałaby ją właśnie Hermiona, a jej mąż dodał, że marzył o takiej córce jak ona.
Wtedy nie potrafiła zatrzymać potoku łez. Wypadła stamtąd jak opętana, a później wyjaśniła, że kilka lat temu straciła rodziców z własnej winy i ich słowa ją poruszyły.
Właśnie czekała na Harrego- miał jej pomóc w przeprowadzce, nie mogła wytrzymać bycia tak blisko ludzi, którzy nie pamiętają swojej córki.
Ale rodzice to nie jedyni, których straciła. Wielu przyjaciół poległo w wielkiej wojnie i do dziś nie mogła stanąć przed ich rodzinami i wyjaśnić dlaczego ona żyje, a oni polegli. Wciąż śniły się jej ich twarze, sceny, gdy błagali o pomoc, uśmiechy śmierciożerców, gdy rzucali najczarniejsze zaklęcia i znęcali się nad ludźmi, sztywna twarz Lupina i Tonks, którzy jakby sobie szeptali:"kocham cię" i jeszcze to zimne ciało Freda- tego wspaniałego, śmiesznego  chłopca.
Jakby tego było mało była praktycznie sama, czasem wpadał Harry, ale on miał mnóstwo pracy, był aurorem i to jednym z lepszych, dlatego rozstał się z Ginny, bo nie chciał marnować jej życia na ciągłe czekanie i zmartwienia, ale ani jemu ani jej nie przemknęła przez głowę myśl o kimś innym. Wciąż bardzo się kochali i cierpieli.
  Inaczej miała się sprawa z Ronem. Po wojnie byli ze sobą, nie byli małżeństwem, ale spodziewali się dziecka, które miało przyjść na świat dokładnie w rocznicę zwycięstwa nad Voldemortem. Pewnego dnia Ron kupił auto, zdał mugolskie prawo jazdy i namówił Hermionę na małą wycieczkę. Na wyspie pogoda jest nieprzewidywalna, zaczął padać deszcz, Ron nie wychamował, wjechał w drzewo. Nie wszyscy przeżyli. To miał być chłopiec- Harry Albus Weslay.
Wróciła ze szpitala po paru miesiącach, w rozsypce, do pustego domu. Ron odszedł z Luną, musiał jakoś zapomnieć  o tym, co się stało. Ona go nie obwiniała, ale nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, ani nawet rozmawiać z nim.
Hermiona już nie wyglądała jak dawniej, w wieku dwudziestu lat była tylko marną imitacją tamtej dziewczyny. Była kimś innym, przeżyła zdecydowanie za dużo w tak krótkim czasie, cierpiała dużo więcej niż niektórzy w ciągu dziewiędziesięcioletnim życiu. To ją wykończyło, tylko siedziała w domu i patrzyła w okno, zazdrościła szczęśliwym ludziom, krzywiła się kiedy słyszała śmiech.
- Hermiona!- Zawsze rozpozna ten głos, tylko ten człowiek jej pozostał, to...
- Harry? To ty? Już jesteś?- Nie widziała go od ponad miesiąca, miał pocharataną twarz a przez płaszcz przysiąknęło trochę krwi. Kiedy wszedł do salonu rzucili się na siebie. Przytulali się  przez chwilę, po czym Hermiona otrzeźwiała i zabrzmiała jak tamta Gryfonka, którą tak dobrze znał.
- Coś ty znowu nawyrabiał? Siadaj.- Wskazała mu fotel na przeciw kominka, a Harry znając charakter dziewczyny nawet się nie sprzeciwiał- Accio apteczka.- Opatrzyła mu wszystkie rany jak najdokładniej tylko umiała, zaparzyła herbatę i usiadła na przeciw niego w drugim fotelu.
- Hermiona, kiedy ty ostatnio jadłaś?- Schudła niemiłosiernie. Zawsze była szczupła, ale teraz mógł zobaczyć dokładnie jej kości policzkowe, policzki były zapadnięte, oczy ogromne, a ręce wstające spod za dużego już swetra wyglądały jak patyki.
- Harry, nie martw się o mnie.- lekko się do niego uśmiechnęła, postanowiła zejść na inny temat- Dzisiaj zostań u mnie, a jutro, jak już odpoczniesz i będZiesz się czuł na siłach, to przeniesiemy moje rzeczy do nowego mieszkania.
Upiekła ciasto, machnięciem różdżki przygotowała Harremu łóżko i jak juź zjadł dużo więcej niż mieścił jego żołądek położyła go spać.
Pierwszy raz przespała sześć godzin. Stres emocjonalny nie dawał jej spać, koszmary nie dawały jej spokoju, ale dzisiaj Harry był bezpieczny, była spokojna bo nikt nie zabierze jej jedynej rodziny, jaką jeszcze miała.
Przy popołudniowym śniadaniu Harry zagadnął:
- Hermiona, wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale to już trzecia rocznica zwycięstwa...
- Czwarta rocznica straty rodziców i Harry miałby jutro dwa latka...- pociekły jej łzy, ale zaraz się opanowała- Nie martw się, przygotuję coś, obiecuję, będzie wesoło...- spuściła głowę- przepraszam, że z okazji najważniejszego święta, twojego święta wychodzi tak jakby to była rocznica zwycięstwa Voldemorta.
- To jest nasze wspólne święto, Hermiono, pamiętasz, to ty zniszczyłaś ze mną i Ronem Voldemorta, bez was nie wiadomo, co by się teraz działo. Mogę nawet powiedzieć, że cholerny Malfoy też przyczynił się do zwycięstwa nad Voldemortem.
  Oboje przypomnieli sobie jak Malfoy ich uratował udając, że nie poznaje Harrego.
Uśmiechnęli się do siebie lekko, a Harry kontynuował- Ministerstwo organizuje bankiet zwycięzców, jesteśmy zaproszeni. Udało mi się wkręcić Nevilla i jeszcze parę osób. Idziemy?
- I teraz mi o tym mówisz?!- pisnęła ze złością- Tak, musimy iść, tak wypada- bąknęła bez entuzjazmu.
- To lepiej zaraz po przeprowadzce zabierz się za włosy... Czy ty w ogóle widziałaś ostatnio lustro?- Hermiona się zarumieniła, prawda jest taka, że zbiła wszystkie lustra pół roku temu, bo nie mogła znieść swojego widoku.- Ach, i bądź łaskawa nie płakać widząc Rona, nie jest z Luną, nigdy z nią nie był, nie mógł się pozbierać i ona mu pomogła, wiesz, że pracuje w Mungu i jest psychiatrą? Zorganizowała mu terapię. - ujął jej dłonie w swoje i mogła poczuć jego oddech na twarzy- To przyjaciółka, bardzo jej ciebie brakuje.
Hermiona odwróciła głowę, co miała powiedzieć? Że nie miała racji? Myliła się? Nie, ona nigdy się do tego nie przyzna.
- Mógł mnie powiadomić...
- On twierdzi, że to jego wina, nie rozmawiaj z nim o tym. Obiecaj.- oczy jej się zaszkliły.
- Obiecuję.