Dramione

Dramione

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział I- Samotność

Stała w salonie swojego domu i oglądała jedyne zdjęcie, jakie pozostało jej po rodzicach. Orzechowymi oczami śledziła każdy centymetr kwadratowy prostokątnej fotografi. Ciągle się obwiniała, że kilka lat temu wymazała siebie z ich pamięci, czego nie można było odczynić... może gdyby miała czarną różdżkę, ale jej już przecież nie ma.
  Najśmieszniejsze było to, że była ich sąsiadką i bardzo ją lubili, a podczas jednej z wizyt pani Granger przyznała, że gdyby miała córkę to nazwałaby ją właśnie Hermiona, a jej mąż dodał, że marzył o takiej córce jak ona.
Wtedy nie potrafiła zatrzymać potoku łez. Wypadła stamtąd jak opętana, a później wyjaśniła, że kilka lat temu straciła rodziców z własnej winy i ich słowa ją poruszyły.
Właśnie czekała na Harrego- miał jej pomóc w przeprowadzce, nie mogła wytrzymać bycia tak blisko ludzi, którzy nie pamiętają swojej córki.
Ale rodzice to nie jedyni, których straciła. Wielu przyjaciół poległo w wielkiej wojnie i do dziś nie mogła stanąć przed ich rodzinami i wyjaśnić dlaczego ona żyje, a oni polegli. Wciąż śniły się jej ich twarze, sceny, gdy błagali o pomoc, uśmiechy śmierciożerców, gdy rzucali najczarniejsze zaklęcia i znęcali się nad ludźmi, sztywna twarz Lupina i Tonks, którzy jakby sobie szeptali:"kocham cię" i jeszcze to zimne ciało Freda- tego wspaniałego, śmiesznego  chłopca.
Jakby tego było mało była praktycznie sama, czasem wpadał Harry, ale on miał mnóstwo pracy, był aurorem i to jednym z lepszych, dlatego rozstał się z Ginny, bo nie chciał marnować jej życia na ciągłe czekanie i zmartwienia, ale ani jemu ani jej nie przemknęła przez głowę myśl o kimś innym. Wciąż bardzo się kochali i cierpieli.
  Inaczej miała się sprawa z Ronem. Po wojnie byli ze sobą, nie byli małżeństwem, ale spodziewali się dziecka, które miało przyjść na świat dokładnie w rocznicę zwycięstwa nad Voldemortem. Pewnego dnia Ron kupił auto, zdał mugolskie prawo jazdy i namówił Hermionę na małą wycieczkę. Na wyspie pogoda jest nieprzewidywalna, zaczął padać deszcz, Ron nie wychamował, wjechał w drzewo. Nie wszyscy przeżyli. To miał być chłopiec- Harry Albus Weslay.
Wróciła ze szpitala po paru miesiącach, w rozsypce, do pustego domu. Ron odszedł z Luną, musiał jakoś zapomnieć  o tym, co się stało. Ona go nie obwiniała, ale nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, ani nawet rozmawiać z nim.
Hermiona już nie wyglądała jak dawniej, w wieku dwudziestu lat była tylko marną imitacją tamtej dziewczyny. Była kimś innym, przeżyła zdecydowanie za dużo w tak krótkim czasie, cierpiała dużo więcej niż niektórzy w ciągu dziewiędziesięcioletnim życiu. To ją wykończyło, tylko siedziała w domu i patrzyła w okno, zazdrościła szczęśliwym ludziom, krzywiła się kiedy słyszała śmiech.
- Hermiona!- Zawsze rozpozna ten głos, tylko ten człowiek jej pozostał, to...
- Harry? To ty? Już jesteś?- Nie widziała go od ponad miesiąca, miał pocharataną twarz a przez płaszcz przysiąknęło trochę krwi. Kiedy wszedł do salonu rzucili się na siebie. Przytulali się  przez chwilę, po czym Hermiona otrzeźwiała i zabrzmiała jak tamta Gryfonka, którą tak dobrze znał.
- Coś ty znowu nawyrabiał? Siadaj.- Wskazała mu fotel na przeciw kominka, a Harry znając charakter dziewczyny nawet się nie sprzeciwiał- Accio apteczka.- Opatrzyła mu wszystkie rany jak najdokładniej tylko umiała, zaparzyła herbatę i usiadła na przeciw niego w drugim fotelu.
- Hermiona, kiedy ty ostatnio jadłaś?- Schudła niemiłosiernie. Zawsze była szczupła, ale teraz mógł zobaczyć dokładnie jej kości policzkowe, policzki były zapadnięte, oczy ogromne, a ręce wstające spod za dużego już swetra wyglądały jak patyki.
- Harry, nie martw się o mnie.- lekko się do niego uśmiechnęła, postanowiła zejść na inny temat- Dzisiaj zostań u mnie, a jutro, jak już odpoczniesz i będZiesz się czuł na siłach, to przeniesiemy moje rzeczy do nowego mieszkania.
Upiekła ciasto, machnięciem różdżki przygotowała Harremu łóżko i jak juź zjadł dużo więcej niż mieścił jego żołądek położyła go spać.
Pierwszy raz przespała sześć godzin. Stres emocjonalny nie dawał jej spać, koszmary nie dawały jej spokoju, ale dzisiaj Harry był bezpieczny, była spokojna bo nikt nie zabierze jej jedynej rodziny, jaką jeszcze miała.
Przy popołudniowym śniadaniu Harry zagadnął:
- Hermiona, wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale to już trzecia rocznica zwycięstwa...
- Czwarta rocznica straty rodziców i Harry miałby jutro dwa latka...- pociekły jej łzy, ale zaraz się opanowała- Nie martw się, przygotuję coś, obiecuję, będzie wesoło...- spuściła głowę- przepraszam, że z okazji najważniejszego święta, twojego święta wychodzi tak jakby to była rocznica zwycięstwa Voldemorta.
- To jest nasze wspólne święto, Hermiono, pamiętasz, to ty zniszczyłaś ze mną i Ronem Voldemorta, bez was nie wiadomo, co by się teraz działo. Mogę nawet powiedzieć, że cholerny Malfoy też przyczynił się do zwycięstwa nad Voldemortem.
  Oboje przypomnieli sobie jak Malfoy ich uratował udając, że nie poznaje Harrego.
Uśmiechnęli się do siebie lekko, a Harry kontynuował- Ministerstwo organizuje bankiet zwycięzców, jesteśmy zaproszeni. Udało mi się wkręcić Nevilla i jeszcze parę osób. Idziemy?
- I teraz mi o tym mówisz?!- pisnęła ze złością- Tak, musimy iść, tak wypada- bąknęła bez entuzjazmu.
- To lepiej zaraz po przeprowadzce zabierz się za włosy... Czy ty w ogóle widziałaś ostatnio lustro?- Hermiona się zarumieniła, prawda jest taka, że zbiła wszystkie lustra pół roku temu, bo nie mogła znieść swojego widoku.- Ach, i bądź łaskawa nie płakać widząc Rona, nie jest z Luną, nigdy z nią nie był, nie mógł się pozbierać i ona mu pomogła, wiesz, że pracuje w Mungu i jest psychiatrą? Zorganizowała mu terapię. - ujął jej dłonie w swoje i mogła poczuć jego oddech na twarzy- To przyjaciółka, bardzo jej ciebie brakuje.
Hermiona odwróciła głowę, co miała powiedzieć? Że nie miała racji? Myliła się? Nie, ona nigdy się do tego nie przyzna.
- Mógł mnie powiadomić...
- On twierdzi, że to jego wina, nie rozmawiaj z nim o tym. Obiecaj.- oczy jej się zaszkliły.
- Obiecuję.

1 komentarz:

  1. Intrygujący początek, czyli taki jaki powinen być. Niby coś wyjaśnia, a tak naprawdę nic nie wyjaśnia. No nic czytam dalej. Pozdrawiam
    ~Olciak
    sm-przerwanatradycja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń